sobota, 28 marca 2020

Kryzys jako szansa

Kryzys wynikający z pandemii stwarza dla świata unikalną szansę zmiany paradygmatu.

Kapitalizm finansowy jest nierugowalny ze świata dokładnie z tego samego powodu, dla którego długofalowo żaden przedsiębiorca nie może się zachowywać bardziej odpowiedzialnie społecznie od innego. Przyzwoitość w biznesie musi być wymuszana przez presję społeczną, w szczególności przez regulacje prawne. W każdym innym przypadku presja konkurencyjna wymusza równanie do najbardziej bezwzględnych i agresywnych.

Wielkie zatrzymanie działalności gospodarczej przynosi zwolnienia, zatory płatnicze, bankructwa, załamanie rynków kapitałowych i szereg innych katastrofalnych konsekwencji. Koniec pandemii nie przywróci magicznie ekonomii do stanu sprzed kryzysu.

Obecne pomysły rządzących sprowadzają się do jeszcze większego rozdawnictwa opieranego na kreowaniu pieniądza z długu, jednak jest oczywiste, że suma światowego długu jest, nawet czysto teoretycznie, niespłacalna.

W kryzysie na skalę światową pojawia się szansa na zmianę paradygmatu na skalę światową. Coś, czego nie może zrobić żadne państwo w pojedynkę, a jest możliwe przy jednoczesnym działaniu wszystkich. Nowa umowa rządów mogłaby przynieść odejście od ekonomii długu i pieniądza fiducjarnego. Nowe Bretton Woods na miarę świata, w którym 5% zatrudnionych może zaspokoić potrzeby (nie pragnienia) całej populacji świata.

Oczywiście pojawia się pytanie, co ma być nośnikiem wartości, skoro nie złoto, ani depozyt cząstkowy pod kredyt? Rozsądną alternatywą wydaje się być powierzchnia ziemi. Zasób jednoznacznie zdefiniowany, z utrwaloną tradycją wyceny i obrotu. Jednostka wartości może wprost wynikać z obszaru państwa, jaki przypada na obywatela. Warto również zadbać o wprowadzenie górnego limitu posiadania, wyrażonego w krotności wartości powierzchni przypadającej na osobę oraz dochód podstawowy wynikający z udostępniania innym lub państwu własnej jednostki udziału w powierzchni państwa. Oznacza to w praktyce wprowadzenie podatku od powierzchni, którego wartość wynika z wartości jednostki powierzchni kraju przypadającej na osobę.

P.S. Nie. Kryzys po chińsku nie składa się z ideogramów zagrożenie i szansa.

środa, 25 marca 2020

Śmiertelna panika

Przerażający wirus zaatakował świat. 
Tak śmiertelny, że coroczne statystyki śmiertelności nie wzrosły. Wirus, który przenosi zgony z wielu oddziałów szpitalnych na jeden - zakaźny, co skutkuje niedoborami stanowisk wspomagania oddychania.

Cały świat postanowił zamrzeć z przerażenia i popełnić samobójstwo gospodarcze. Co nam to przyniesie?

https://youtu.be/jOB_I1HDMyQ

sobota, 21 marca 2020

Wywiad z lekarzem

To tylko koronawirus. Lekarz: "Przyjmuję pacjentów i nie przestanę. Ze strachu przed wirusem też można umrzeć"

https://wyborcza.pl/7,75398,25808466,to-tylko-koronawirus-lekarz-o-tym-dlaczego-nie-zamyka-gabinetu.html

Judyta Watoła

21 marca 2020 | 05:55

1 ZDJĘCIE

Koronawirus. Przychodnie lekarskie w Rzeszowie ograniczają przyjęcia pacjentów (Częstochowa, przychodnia NFZ, zdjęcie ilustracyjne) (Fot. Grzegorz Skowronek / AG)

Gdyby to była dżuma albo ospa prawdziwa, to wszystko byłoby uzasadnione. Ale to tylko koronawirus. Przyjmuję normalnie. Nie zamykam gabinetu. Więcej ludzi zabije panika niż ten wirus

Poza Małopolską większość lekarzy rodzinnych pozamykała swoje poradnie na klucz. Drzwi otwiera się tylko pacjentom umówionym wcześniej po telefonicznej konsultacji, kiedy lekarz uzna, że nie wystarczy porada przez komórkę i musi osobiście ich zbadać. Pacjenci z kaszlem i gorączką są od razu odsyłani do oddziałów zakaźnych. „Pracujemy według wytycznych Ministerstwa Zdrowia, Głównego Inspektora Sanitarnego i NFZ. (…) Chodzi przede wszystkim o zmniejszenie transmisji wirusa i ograniczenie osobistych wizyt pacjentów do minimum” – napisała „Wyborczej” dr hab. Agnieszka Mastalerz-Migas, konsultant krajowy w dziedzinie medycyny rodzinnej.

W większości gabinety zamknęli także specjaliści. W przychodniach specjalistycznych przy szpitalach odwołano wszystkie planowe wizyty. Te gabinety, które pozostają otwarte, przeżywają oblężenie. Niektórzy lekarze przyjmują do północy.

Z lekarzem, który nadal prowadzi praktykę, rozmawia Judyta Watoła

Dlaczego nie zamknął pan gabinetu?

Lekarz (prosi o anonimowość, boi się hejtu): - Pacjenci mnie potrzebują, tym bardziej że inni się pozamykali. A koronawirusa się nie boję. Jak można się bać wirusa, który u większości ludzi wywołuje zwykłe przeziębienie? Miałbym z powodu przeziębienia zamykać gabinet!

Wielu starszych ludzi jednak zabija, może zabraknąć respiratorów.

- Trudno dziś mówić, jaka jest śmiertelność, skoro nie wiemy dokładnie, ilu jest zakażonych. Na pewno więcej, niż mówią statystyki, bo nigdzie nie przebadano całej populacji, a wiadomo, że u niektórych zakażonych on nie daje żadnych objawów. Ale nawet jak przyjmiemy pesymistycznie, że śmiertelność wynosi do 5 proc., to przecież jest to wynik porównywalny ze śmiertelnością wśród pacjentów poddawanych koronarografii, czyli rutynowemu badaniu kardiologicznemu.

Koronarografię przechodzą dziesiątki tysięcy chorych, a koronawirus zagraża milionom.

- Wirus grypy też zagraża milionom. W tym sezonie zachorowało ponad dwa miliony Polaków, w innych latach było to kilka razy więcej.


Owszem, są ludzie słabi, schorowani, których trzeba chronić, ale dla większości ten wirus będzie niegroźny. Ludzie dają się zastraszyć. A jak obywatel jest wystraszony, to posłuszny. Niczego się nie domaga, jest szczęśliwy, że w ogóle żyje. Gratka dla polityków. Będą wmawiać, że wszystko złe to nie oni, tylko koronawirus.
Zresztą nie pierwszy raz próbuje się nas straszyć. Była już ptasia grypa, świńska grypa. Każda z nich miała masowo zabijać.

Nie rozprzestrzeniały się tak szybko.

- Ale u większości zakażonych wywoływały znacznie poważniejsze objawy niż obecny koronawirus. Dajemy się zastraszyć, tymczasem to, co nas zabija, to właśnie strach. To tak, jakbym się bał, że panuje grypa i z tego powodu zamykał gabinet. Owszem, grypa też zabija. Ale równie dobrze może nam spaść cegła na głowę. Codziennie gdzieś zdarzają się takie wypadki. Czy z tego powodu mamy przestać wychodzić z domu?

Nie z powodu spadających cegieł, ale koronawirusa.

- Leczę poważnie chorych ludzi. Dzwonią w strachu i dopytują, czy ich przyjmę, bo inni lekarze, u których mieli termin, pozamykali gabinety. Kiedy słyszą, że ja dalej przyjmuję, to przychodzą jeszcze z kimś z rodziny, czasem to nawet trzy osoby zamiast jednej, bo już nie ma kto leczyć alergii, chorób płuc. W poniedziałek była dziewczyna w czwartym miesiącu ciąży. Mówię jej, że dalej z lekami to poprowadzi ją już ginekolog, a ona na to, że chyba nie, bo odwołał wizyty do końca kwietnia. Ręce opadają. 

Pana koledzy nie uważają, że ten wirus jest stosunkowo niegroźny.

- Też ulegają psychozie. U mnie w szpitalu tego nie widzę, wszyscy zachowujemy dystans do tej sytuacji, ale kiedy słyszę, że inni zamykają masowo gabinety... To tak, jakby żołnierz uciekał z frontu, bo tam strzelają.

Zwykły człowiek włączy telewizor i pomyśli: „Jezu, dżuma!”. Ale przecież lekarze mają wiedzę. Dlaczego niektórzy tak się boją?

- Nie umiem tego racjonalnie wytłumaczyć. Może robią to z ostrożności? A może z wygody? Na co dzień zapieprzają tak, że ledwie żyją, to teraz sobie odpoczną. Korzystają z okazji.

A lekarze, którzy nie mogą kupić do gabinetów maseczek, środków dezynfekcyjnych. Tych pan nie usprawiedliwi?

- To jest drugorzędna sprawa, bo przychodzą do mnie ludzie z poważnymi chorobami, dużo groźniejszymi niż COVID-19.

 Niech pan sobie wyobrazi pediatrę, który przyjmuje normalnie. Wcześniej czy później pojawi się u niego ktoś z koronawirusem i padnie publiczne oskarżenie, że był nieodpowiedzialny. Będzie hejt w internecie.

- Zbiorowa psychoza. Trzeba przestać nakręcać ten strach.

 A jak się okaże, że to u pana był pacjent z wirusem, który zaraził innych?

- Nawet gdyby, to co? Innymi chorobami też się można zarazić w poczekalni u lekarza. Nie możemy przestać leczyć poważne choroby dlatego, że panuje epidemia przeziębienia. Dostałem taki mem: lekarz mówi do pacjenta, żeby się nie martwił, bo to, na co choruje, to nie koronawirus, tylko rak. Dochodzimy do absurdu.


 Zgodził się pan na rozmowę pod warunkiem, że się pan nie przedstawi. Boi się pan kolegów?

- Kolegów nie, są racjonalni. Boję się korporacji. Jeszcze izba lekarska zacznie mnie za to ścigać. Albo za narażanie pacjentów, bo nie dezynfekuję w czasach zarazy gabinetu.

 A pana pacjenci nie mają obaw?

- Nie, martwi ich bardziej ich zasadnicza choroba. Wczoraj miałem jednak taki przypadek: pacjentka, starsza osoba, która przyszła z córką. Obydwie strasznie opakowane, w maskach, rękawiczkach. Pytam, czy kaszlą i kichają. One, że nie. Więc pytam, po co te maski, przecież w tym się namnażają grzyby, bakterie. I panie wdychają ten aerozol, ostrzegłem. Nie dowierzały. Kiedy potem wchodziły do gabinetu, myślałem, że pęknę ze śmiechu. Ściągnęły maski, ale nałożyły chustki. Przewiązały sobie twarz jak Zorro.

No ale to był wyjątek. Nikt inny nie przyszedł dotąd w maseczce i rękawiczkach.

 Bo nie można ich kupić.

- Świeże powietrze jest zdrowsze niż to z bakteriami wdychane przez maskę. Spacer jest zdrowszy niż kiszenie się w domu. Ten wirus stał się już wirusem globalnym. Większość z nas się z nim zetknie i to przechoruje.

 Niektórzy umrą.

Od innych chorób też się umiera. Można też umrzeć na serce ze strachu przed wirusem. Miałem takiego pacjenta. „Panie doktorze, uspokoił mnie pan” – dziękował. Od paru dni oglądał telewizję i bolało go w piersi. W końcu wyłączył i mu przeszło. Ludzie umierają ze stresu.

Gdyby to była dżuma albo ospa prawdziwa, to wszystko byłoby uzasadnione. Ale to tylko koronawirus. Przyjmuję normalnie i nie przestanę. Kiedy pacjenci wysyłają SMS, czy przyjmuję, odpisuję: „Termin aktualny. Zapraszam na wizytę. Nie ulegam koronagłupocie”. Słownik w komórce już się tego słowa nauczył.

sobota, 7 marca 2020

Poza iluzję 2

Iluzja tworzona jest przez opowieści.
Opowieści tworzymy, aby móc jakoś funkcjonować, czyli realizować zamierzony, mniej lub bardziej świadomie, cel, w świecie, którego złożoność wykracza poza naszą zdolność obserwacji i pojmowania. 

Wyjście poza iluzję wymaga zwiększenia zdolności pojmowania (często opisywane doświadczenie graniczne, które nie przenosi się na zdolność realizacji zamierzonych celów), albo odnalezienia ukrytej prawdy, która pokazuje, że świat działa według zasad ogarnialnych ludzkim umysłem (tu opisy to kolejne opowieści, które wymagają rezygnacji z własnych celów na rzecz celu wskazanego w opowieści) lub poddanie się doświadczaniu świata bez jakiejkolwiek świadomej agendy (bycie w teraz, rezygnacja z własnej woli), co tworzy zyzyko popadnięcia w zależność od agend nieuświadomionuch (instynkty, kompleksy).

Podsumowując nie da się wyjść poza iluzję i zachować zdolność realizacji własnych celów. 
Posiadanie celu generuje opowieści, które wytwarzają iluzję.

To po prostu inne wypowiedzenie buddyjskiej nauki o dukkha.

poniedziałek, 2 marca 2020

Ciało jako świątynia

Słuchanie głosu Boga poprzez ciało, gdzie skóra to mury świątyni, emocje to jej wnętrze, a serce to tabernakulum, z duszą człowieka, czyli iskrą bożą, w jego środku.