środa, 28 listopada 2018

Czwarty wróg

Nauki Don Juana:
"Trzeba sobie uświadomić, że moc, nad którą człowiek rzekomo zapanował, w rzeczywistości nigdy nie stanowi jego własności. Cały czas człowiek musi się bardzo pilnować, wykorzystując z wielką ostrożnością i starannością wszystko, czego się nauczył. Jeśli zrozumie, że jasność umysłu i moc, którym nie towarzyszy panowanie nad sobą, są gorsze od błędu, dojdzie do punktu, w którym nic nie wymknie się spod kontroli. Tym sposobem zada klęskę swemu trzeciemu wrogowi. Wówczas to znajdzie się on u kresu swej wyprawy po wiedzę, jednocześnie zaś, właściwie bez ostrzeżenia, napotka ostatniego ze swych wrogów – starość! Jest to wróg najbardziej okrutny, którego nigdy nie da się pokonać całkowicie, można tylko odpierać jego ataki.

Człowiek nie odczuwa już więcej lęku, nie trapią go żadne obawy ani niecierpliwa jasność umysłu – sprawuje pełną kontrolę nad swą mocą, równocześnie jednak zaczyna odczuwać przemożne pragnienie odpoczynku. Jeśli podda się pragnieniu, by położyć się i zapomnieć o wszystkim, jeśli pofolguje swemu zmęczeniu, przegra ostatnią rundę, a ciosy wroga uczynią zeń słabiutkiego starowinę. Pragnienie wycofania się weźmie górę nad całą jego przenikliwością, mocą i wiedzą. "

Gdy wychodzi się poza sny o lęku, jasności umysłu i mocy przychodzi zniechęcenie. Sny są sposobem przenikania Śnienia do rzeczywistości. Rozpoznanie snów i odmowa zanurzenia się w nich odcinają od energii, która popycha do działania.

Wojownik dociera do czasu starości.

Taoista podąża drogą wu wei, wsłuchany w Tao dba o równowagę świata.

Chrześcijanin, porzuciwszy polaryzację dobra i zła, trwa w Miłości.

Buddysta, przepełniony Współczuciem, pomaga przebudzić się cierpiącym istotom.


 

wtorek, 27 listopada 2018

Dobre dla zdrowia

Powiedzenie Woltera (François-Marie Arouet Voltaire):
"Zdecydowałem się być szczęśliwy bo jest to z pożytkiem dla mojego zdrowia

poniedziałek, 26 listopada 2018

Dary

Dary, które nam dano, nie są dla własnej korzyści, lecz dla pożytku innych. Używane dla własnej korzyści, stają się próbą i pokusą.

Przykazanie miłości stawia miłość do Boga na pierwszym miejscu, lecz jasno wskazuje, że podstawą budowli miłości jest zdrowa miłość do samego siebie.

Ranga psychologiczna pozwala świadomie pomagać innym w porządkowaniu tej podstawy wszelkich dalszych działań.

"Jeden drugiego brzemiona noście"

czwartek, 15 listopada 2018

Dla kontrastu - figury senne z perspektywy NLP

Z bloga Artura Króla:

It’s a kind of magic, czyli psychologiczna interpretacja rytuału magicznego

07.11.2018 21:30 ChangeMaker

Pomyślałem, że wezmę się za nieco bardziej odjechany temat. Mniej „badania jasno tak mówią”. Bardziej „hmm, w świetle tego co wiemy, to może/mogło tak działać i mieć taką funkcję. Albo i nie.”  Tak tak, tym razem ja pobawię się nieco w fotelowe dumanie. Ale może będzie choć ciekawie, bo zajmiemy się… magią :)
Btw. Jeśli czytasz ten post do jakiejkolwiek innej muzyki niż motyw przewodni Constantine, robisz duży błąd ;)

Wielu czytelników nie wie – choć regularnie o tym wspominam – ale zanim zacząłem być „tym upierdliwym sceptykiem naukowym”, dość mocno siedziałem w ezoteryce, okultyzmie i innych podobnych tematach. Jako, że zwykle zajmuje się różnymi tematami intensywnie, tu również „popłynąłem” mocno. Poznawałem bardzo wiele różnych systemów, od typowo szamańskich, po mocno usystematyzowane.
O tym czemu z ezoteryki wyszedłem itp. pisałem już kilkukrotnie na tym blogu. Z tego okresu został mi z jednej strony spory dystans do całego środowiska ezoterycznego, ale z drugiej podejrzenie, że „coś” w tym może być. Przy czym to „coś” w ezoteryce to coś takiego jak „mindfulness” w buddyzmie. Czyli jakieś prototechniki pracy nad sobą, ubrane w otoczkę duchowości, magii czy okultyzmu. Coś jak alchemia do współczesnej chemii. Wymagające dużo wyszlifowania i oczyszczenia, by wyciągnąć to, co fajne i wartościowe, ale potencjalnie kryjące jakieś ciekawe skarby, do których inaczej trudno by dotrzeć.

Dla przykładu, dziś patrzę na różnego rodzaju rytuały przyzwania – duchów (ludzi czy zwierząt), bóstw czy demonów – jako na prototypową technikę pracy z subosobowościami. Pełen opis koncepcji subosobowości znajdziesz w podlinkowanym artykule, ale warto ją może szybko podsumować. Wg. tego modelu mamy tylko złudzenie bycia jedną spójną osobą. Zamiast tego kontrolę nad naszym działaniem przejmują w zależności od sytuacji swego rodzaju podsystemy (zwane czasem częściami, aspektami albo, właśnie, subosobowościami). Żaden z tych podsystemów nie ma dostępu do całości naszego doświadczenia, wiedzy czy umiejętności, co zakrzywia ich sposób działania i reagowania na różne sposoby. Niektóre z nich pojawiają się częściej, inne rzadziej, niektóre potencjalnie wcale.
W najlżejszej wersji „przyzwanie” byłoby to po prostu sztucznym wywołaniem stanu silnejdysocjacji, w ciekawszych – uaktywnieniem (lub, być może, stworzeniem) subosobowości, która nie byłaby normalnie dostępna oraz „zaprzęgnięciem” jej do pracy w wybranym kontekście życiowym.
Na przykład – czuję, że potrzebuję pieniędzy. „Przyzywam” rzekomy byt związany z pieniędzmi. Demona Chciwości, Anioła – opiekuna kupców, bożka hazardu, czy ducha przodka który wszystkich zrobił w trąbę. W praktyce zaś aktywuję taką swoją subosobowość, normalnie nie dopuszczaną do głosu, która np. dużo twardziej i sprytniej negocjuje, jest bardziej dominująca i pewna siebie albo mniej etyczna. Łączę też tą subosobowość z sytuacjami, w których miałbym okazję zarobić lub zaoszczędzić pieniądze. Na przykład warunkując ją, albo stosując jakąś formę treningu mentalnego (opisanego np. jako natchniona wizja). W efekcie, gdy znajdę się w takiej sytuacji, mam dużą szansę na to, że uaktywni się ta subosobowość, da mi bardziej korzystny efekt, co następnie będę mógł interpretować jako wpływ demoniczny/anielski/prawujka Zegrzysława Cwaniaka.

Jeśli takie rozumienie rytuałów przyzwania jest słuszne, wyjaśniałoby to istne „katalogi” Aniołów, Archaniołów czy Demonów funkcjonujące w dużej części tradycji okultystycznych. Pod spodem byłyby to po prostu katalogi typowych subosobowości, jakie da się wywołać, wraz z odpowiednimi sugestiami, ułatwiającymi adeptom magii uzyskać pożądany stan. Oczywiście wszystko w ramach kulturowych uwarunkowań i metafor dopuszczalnych dla tamtych czasów i miejsc.

Trzymając się tej perspektywy, warto przyjrzeć się składnikom typowego rytuału magicznego.
Mamy tu często odpowiednie miejsce, bardzo często ozdobione określoną symboliką wyznaczającą granice praktyki – np. kręgiem magicznym. Psychologicznie łatwo tu dostrzec generowanie określonych barier, granic między normalnym funkcjonowaniem, a praktyką magiczną. Z jednej strony to bardzo naturalna ludzka skłonność (podobnym przykładem jest np. dojo w większości sztuk walki). Z drugiej prawdopodobnie coś więcej – forma uwarunkowania/automatyzmu, uruchamiająca u adepta określone skojarzenia i sposoby myślenia, ułatwiająca zaangażowanie się w pracę, swego rodzaju wgląd w siebie. Przez analogię takim „magicznym kręgiem” może być np. fotel, kanapa czy kozetka u psychoterapeuty- siadając przyjmuje się określone reguły i sposób rozmowy, jakich nie można oczekiwać od codziennej rozmowy.
Rola takiego miejsca jest też odwrotna – tzn. jego celem jest zatrzymanie zakresu pracy w pewnej przestrzeni i czasie
Co więcej, większość rytuałów magicznych poprzedzana była i kończona różnego rodzaju mniejszymi rytuałami „okalającymi”. Najsłynniejszym tu przykładem jest chyba „Mniejszy Rytuał Wygnania Pentagramu” stworzony przez sektę Złotego Świtu. Rytuały te również miały być swego rodzaju otoczeniem dla całej praktyki, przygotowywać adepta do pracy, ale też kończyć tą pracę, jeśli np. adept ma kłopoty ze stanem, jaki w sobie wywołał. Przez wielokrotne warunkowanie jako „klucz” do przejścia między normalnym, a magicznym trybem funkcjonowania stanowiły w mojej ocenie swego rodzaju psychologiczną kotwicę bezpieczeństwa. Jeśli ktoś zbyt się „zgubił” w wywołanej dysocjacji czy uruchomionym nowym aspekcie osobowości, szybki „pentagram” mógł go przywołać do porządku i normalnego funkcjonowania.
Podobną symboliczno/aktywującą rolę miały też prawdopodobnie różnego rodzaju przyrządy rytualne, w rodzaju szat, ksiąg, różdżek czy noży. Skojarzone z określonym trybem funkcjonowania, mogły znacząco przyśpieszyć wywołanie określonych efektów psychologicznych. Nie różnią się pod tym względem np. od konkretnego utworu, od którego ktoś zawsze rozpoczyna bieganie, czy od pierwszej kawy w biurze, „uaktywniającej” subosobowość pracownika i wszystkie z nią związane zasoby, sposoby reakcji i myślenia. Jednocześnie były też kolejną psychologiczną barierą, której przekroczenie symbolizowało przejście między dwoma trybami funkcjonowania.
Oczywiście, do wszystkich tych barier i narzędzi dodawano bogatą mistykę. Jednak czysto praktycznie, ich funkcje były prawdopodobnie dość proste.

Proste, ale istotne. Z perspektywy normalnych ćwiczeń psychologicznych, terapeutycznych czy coachingowych te liczne warstwy zabezpieczenia mogą się wydawać zbędne. Adept miał w odpowiedniej szacie (1) i miejscu (2), w obrębie ściśle wyznaczonego symbolu (3) – często wcześniej rysowanego specjalnie dla danej okazji (4) – używając konkretnych rytualnych przedmiotów (5) i po odprawieniu wprowadzających rytuałów zabezpieczających (6) wykonać konkretne ćwiczenie, po czym wykonać drugie tyle zabezpieczeń. Razem koło dwunastu praktyk zabezpieczających.
Tyle tylko, że dziś jesteśmy w stanie nazwać te stany – wskazać na dysocjację czy depersonalizację, na przywołanie konkretnych subosobowości. Lepiej rozumiejąc proces jesteśmy w stanie też dużo łatwiej go kontrolować gdy coś pójdzie nie tak. Wtedy wszystko to było owiane aurą mistycyzmu i mniej zrozumiałe. Mniej przewidywalne. Nic dziwnego, że takie rytuały wymagały dużo większej ostrożności i zabezpieczeń, by uniknąć poważnych zaburzeń u osób im poddawanych.
Dodatkowo nie sposób nie podejrzewać, że w dawnych czasach mogliśmy mieć dużo więcej poważnych traum w dzieciństwie. Przemoc seksualna i fizyczna, traktowanie dzieci jak rzeczy, śmierć i choroby bliskich – to wszystko ciężkie doświadczenia. To również doświadczenia historycznie dużo bardziej powszechne, niż obecnie. Jeśli prawdziwa jest hipoteza, że pełna osobowość wieloraka, czyli subosobowości całkowicie odcięte od pozostałych, są mieszanką wrodzonych skłonności oraz silnych traum w kluczowych okresach wczesnodziecięcych, to rytuały tego typu były kiedyś dużo bardziej ryzykowne. Nagle faktycznie mogła „obudzić się” w kimś zupełnie inna osoba i wtedy szereg zabezpieczeń mógł być kluczowy, do przywrócenia normalnego funkcjonowania.

Jeśli takie rytuały miały faktycznie wartość psychologiczną, być może w ich opisach możemy znaleźć jakieś subtelne wskazówki co do skutecznej pracy z subosobowościami obecnie. Czy np. koncepcja negocjacji z przyzwanymi bytami sugeruje taką praktykę we współczesnej pracy z częściami? Może to być ciekawy obszar eksperymentalny.

Oczywiście, wszytko tutaj to tylko hipoteza. Być może owe rytuały nie miały żadnej głębszej wartości psychologicznej. Czasem zbieżność procedur jest tylko zbieżnością procedur i nie ma co wnikać. Czasem jednak można odkryć coś ciekawego,

poniedziałek, 12 listopada 2018

Świadomość z wibracji

Zarówno biologiczna jak i nieożywiona świadomość może pojawiać się dzięki synchronizacji wibracji.

https://www.sciencealert.com/consciousness-could-all-come-down-to-the-way-things-vibrate

Poza wiem

Nastawienie na wiedzę odgradza od doświadczenia.

Zgodnie z zasadą enancjodromii w centrum myślenia pojawia się zarodek doświadczania. Badając myślenie samo w sobie, w nieunikniony sposób dochodzi się do spostrzeżenia wpływu tego co doświadczane na myślenie. Stawia to doświadczenie w świetle rozumu, a tym samym prowadzi do spostrzeżenia, że tylko doświadczając można w pełni poznać doświadczanie.

Analogicznie działa to również w drugą stronę. Skupienie na doświadczaniu pozwala dzielić doświadczanie z innymi, ale nie daje możliwości przekazania wiedzy o tym osobom, które nie doświadczyły. Komunikowanie o doświadczeniu wymaga myśli,  wiedzy i rozumienia.

sobota, 10 listopada 2018

Żiżek 2005

Z wywiadu z 2005
https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/politykaekstra/1770938,1,rewolucja-u-bram.read

Kiedy ostatnio Europejczycy próbowali ją sobie wyobrazić, żeby coś poradzić na niesprawiedliwość i złożoność demokratycznego kapitalizmu, wpadli w sidła faszyzmu i komunizmu. Miliony ludzi przypłaciły te poszukiwania życiem.
Tym bardziej musimy szukać, zanim będzie zbyt późno. Inaczej grozi nam powrót do tej samej rzeki. A to by było złe nie tylko z powodów, które znamy z doświadczenia. Przede wszystkim dziś nie istnieje już stary marksowski wybór między własnością prywatną a nacjonalizacją. Własność odgrywa coraz mniejszą rolę w podziale bogactwa i pozycji społecznych. Właścicielami firm w coraz większym stopniu są banki i korporacje, a one należą do milionów akcjonariuszy. Dawniej jedni byli właścicielami, a drudzy pracownikami. Dziś mało kto jest tylko właścicielem lub tylko pracownikiem. Każdy ma trochę akcji, trochę udziałów w funduszach inwestycyjnych lub emerytalnych, a gospodarką nie rządzą właściciele, lecz menedżerowie. Wszyscy jesteśmy w coraz większym stopniu uwłaszczeni i wywłaszczeni zarazem. O pozycji społecznej w coraz mniejszym stopniu decyduje własność, a w coraz większym dostęp. Menedżment często wysysa z firmy więcej niż akcjonariusze. W istocie rzeczy wybieramy więc między mniej lub bardziej wolnym, mniej lub bardziej hierarchicznym, mniej lub bardziej egalitarnym modelem społeczeństwa powłasnościowego. Dwudziestowieczne pomysły już tu nie pasują. A nowych nie mamy. Jeżeli chcemy stworzyć jakąś nową wizję, musimy zacząć od opcji zerowej. Musimy odrzucić wszystkie dotychczasowe pomysły i myśleć od nowa.
...
Boję się, że prędzej Zachód zrezygnuje ze swoich własnych zasad, niż narzuci je Chinom. Albo wycofa się z wolnego handlu, albo ograniczy prawa obywatelskie, które są dla gospodarki ciężarem. Być może jest to jedno z największych wyzwań, przed jakimi stoimy. Czy mamy jakąś odpowiedź?
...
Może zmienimy naturę rewolucji. Jak rewolucja miałaby dziś wyglądać? Gdzie jest Pałac Zimowy? W głowie Billa Gatesa? Może w internetowej sieci, którą rewolucja musiałaby przejąć? Chyba już nie ma sensu snucie po kątach tych wszystkich starych spisków z planami zamachu stanu, szturmami, bombami. Musimy być otwarci. Ta rewolucja musi się dokonać w symbolicznej przestrzeni wirtualnej. Kto przejmie kontrolę nad wirtualną przestrzenią, nie będzie musiał zdobywać pałaców, koszar ani nawet mandatów w parlamencie. Wystarczy wygrać walkę o wyobraźnię ludzi i zdobyć ich umysły. Za 10–15 lat, kiedy wybuchnie cały ten wielki kryzys, który dziś zapowiada wojna z terroryzmem, napięcie z Chinami, pękanie Zachodu, erupcja świata slumsów, będziemy musieli sięgnąć po wyniki refleksji, której wciąż jest zbyt mało. Od tego, co zdążymy wymyślić, będzie zależała przyszłość. Bo przecież żaden porządek świata nigdy nie trwał wiecznie. Nasz ład też nie jest wieczny. Trzeba wymyślić nowy.

Reset

Rozwój naukowo-techniczny daje dziś jednostce moc niszczenia zbiorowości w wielkiej skali.

Rozwój naukowo-techniczny, a faktycznie sposób jego wykorzystania do tworzenia hierarchii społecznej na bazie zasobów ekonomicznych, czyni jednostkę sfrustrowaną, znerwicowaną, pełna lęków i w efekcie agresji.

Te dwa współwystępujące zjawiska nieuchronnie prowadzą ku coraz większym katastrofom.

Trzeba wypracować koncepcję nowego źródła hierarchii społecznej, która większą wagę przykłada do dobrostanu psychicznego jednostki.

Smutek pierwszego świata


Kępiński w Psychopatologii nerwic tak to wyjaśnił: 

"Jest to problem smutku naszej cywilizacji, która mimo wspaniałych osiągnięć nie daje zadowolenia ani szczęścia, między innymi dlatego, iż wskutek niezwykłego skomplikowania stosunków produkcji, a w związku z tym także stosunków społecznych, każda próba realizacji własnych zamierzeń napotyka znaczny opór, a z drugiej strony, dzięki rozwojowi środków komunikacji i informacji, wzrasta poziom aspiracji". 

Nasze złe samopoczucie bywa zatem, według niego, spowodowane głównie niemożnością zmieniania swego otoczenia według własnych pragnień i zamierzeń. Przeraża również niebezpieczeństwo zagłady, jakie stworzyła cywilizacja techniczna, świadomość, że w jednej chwili świat, w którym żyjemy, może zostać zniszczony, co powoduje poczucie wiecznego zagrożenia. Taka groźba istnieje także dzisiaj, wywołując w ludziach lęk prowadzący do nerwicy.

https://m.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,948,dlaczego-polacy-tak-czesto-cierpia-na-choroby-psychiczne-on-to-wiedzial.html