środa, 28 lutego 2018

Praca wewnętrzna terapeuty

Joe Googbread: The dreambody toolkit
Strona 72

You may have noticed by now that the techniques I am recommending to you for bringing up your own background processes while you are doing therapy are basically the same kind of techniques which you use with your clients. The problem which you will have using your own sub-threshold awareness as a therapeutic tool is in fact the same problem facing the client in trying to come into contact with those process parts of which he has less awareness thterapeuta an he needs. You must, in short, be constantly doing process work with yourself in order to do it effectively with your client. You will not only be your client’s therapist during the therapeutic hour; you will also be your own therapist.

If this sounds difficult, you’re right; it is. It requires an extraordinary power of concentration to be able to work on two processes simultaneously. And yet, the consequences of not doing this are only too well known. The profession is rife with stories of therapists who cannot stay awake during their hours, or who get physically ill when they work, or who experience 'burnout’ after a few years of doing therapy and must either change professions or take longer and longer vacations.

This is probably the single most distinctive feature of process work. The consistent use of the principles of process-oriented psychology demands that the therapist be as willing to undergo change as he expects his clients to be a or even more so. This means that he must recognize and work with his own edges.  There will usually be three or four important edges which will pose a problem for the therapist. They are:

1 The therapist’s least accessible channel. If the therapist is customarily visual, and he runs into a client with a highly proprioceptive process, the therapist will usually have an edge to that process. If he is not aware of this, he will try to make his client visualize, either by stressing the importance of dream and fantasy material, or by trying to force or cajole him into doing active imagination. His proprioceptive edge will block him from using techniques such as ‘hands on’ body work, meditation in the proprioceptive channel, and yoga, which would all amplify the proprioceptive process directly.

2 Professional edges: relationship to the client.
Many schools of therapy have tried to cut off the very sticky problem of relationship processes between client and therapist by creating large and unwieldy theoretical structures to contain and explain these processes. Almost none permit the therapist to simply enter into the relationship and at the same time retain his therapeutic awareness to work with it as one would work with any other process phenomenon. One reason is that it is dangerous to get involved in relationship material; if you don’t know how to work with it, you might get either yourself or your client or both into serious trouble. On the other hand, if relationship problems are present and are not properly dealt with, it usually marks the end of the therapeutic relationship, either in effect or in fact.

3 Working with unstructured or seemingly chaotic processes.
This turns out to be one of the most difficult edges for the beginning therapist to deal with. I have hinted at the existence of this edge several times throughout this work. In practice, this will mean that you will have to follow the twistings and turnings of the client’s immediate process as it changes from one channel to another, at times even taking your client completely out of contact with you. It will also mean experimentally following reactions of your own which seem at the time to be completely unrelated to your client’s process, and then remaining sensitive to your client’s reactions to your intervention. Crossing this edge will necessitate your becoming exquisitely sensitive to what is happening at the moment and recording as many details of it as possible, no matter how disordered it may seem. Then, when the order of the process becomes manifest, you will be able to use your observations to account for what has been happening in the meantime.

sobota, 17 lutego 2018

Cztery Szlachetne Prawdy

Cztery Szlachetne Prawdy stanowią część doktrynalną nauk buddyjskich, podkreślającą właściwe rozumienie. Natomiast Szlachetna Ośmioraka Ścieżka jest częścią praktyczną, mówiącą o (szeroko pojmowanej) dyscyplinie.

http://www.buddyzm.pl/pl/dla-nauczycieli-szkolnych/42-cztery-szlachetne-prawdy

Cztery szlachetne prawdy

Wszystko, co uwarunkowane jest cierpieniem.
Cierpienie ma swoją przyczynę.
Istnieje koniec cierpienia.
Istnieje droga, która prowadzi do końca cierpienia.

Siedem tygodni po osiągnięciu oświecenia Budda wygłosił nauki o czterech szlachetnych prawdach. Wyjaśniają one podstawę, drogę i cel buddyjskiej praktyki. Występują na wszystkich poziomach nauk Buddy.
Osiągając oświecenie Budda urzeczywistnił wgląd w relatywną i absolutną prawdę wszystkich zjawisk. Zobaczył, jak na relatywnym poziomie istoty doświadczają naprzemiennie szczęścia i cierpienia, które wzajemnie się warunkują. Mimo że wszyscy szukają trwałego spełnienia, nikomu nie udaje się go osiągnąć; szczęście znane jest tylko jako przeciwieństwo cierpienia, a cierpienie jako przeciwieństwo szczęścia. A zatem szczęście doświadczane przez zwyczajne istoty nie jest absolutne i trwałe, a punktem odniesienia dla niego jest cierpienie.
Jednocześnie z perspektywy prawdy absolutnej Budda dostrzegł, że stan Buddy czyli oświecenie jest naturalnym stanem wszystkich istot, bezczasowym wyrażeniem się umysłu. Budda powiedział: „Wszystkie istoty są już buddami, jednakże nie wiedzą o tym.” Stwierdził, że cierpienie, wynika z niewiedzy dotyczącej natury umysłu i rzeczy, wskutek czego umysł nie doświadcza nieoddzielnej od niego najwyższej radości.
Nauki o czterech szlachetnych prawdach stanowią esencję nauk buddyjskich ukazując przejście od ograniczonego, zwykłego doświadczania do stanu wyzwolenia z cierpienia i do oświecenia. Budda wyłożył je następująco:

1. Wszystko, co uwarunkowane jest cierpieniem
Z absolutnego punktu widzenia, nieustraszoność, radość i miłość są spontanicznym wyrazem umysłu, gdy jest on wolny od ograniczeń. Takie jest doświadczenie Buddy, do którego może dojść każda istota, albowiem każda istota posiada naturę buddy. W porównaniu z tym stanem nawet największe uwarunkowane szczęście przeżywane przez nieoświecone istoty jest ograniczone i zawiera nasiona cierpienia, ponieważ jako uwarunkowane musi się zmieniać i ostatecznie przemijać, gdy jego warunki się zmienią.
Budda opisuje trzy rodzaje cierpienia, które przeżywamy silniej lub słabiej w zależności od tego, w jakim stopniu je sobie uświadamiamy:

1. Cierpienie, jakim jest starość, choroba i śmierć. Jeśli identyfikujemy się ze swoim ciałem, starość, choroba i śmierć będą dobierane jako realne cierpienie, które bezpośrednio nas dotyczy. 
2. Cierpienie zmiany, którego źródłem jest przywiązanie do tego, co przemijalne, a więc przywiązanie do uwarunkowanego szczęścia, które nie może trwać wiecznie.
3. Cierpienie wynikające z niedostrzegania uwarunkowania wszystkich rzeczy. Ta najbardziej subtelna forma cierpienia, bierze się z faktu, że umysł prawie zawsze jest pokryty jakimiś zasłonami, które nie pozwalają widzieć rzeczy takimi, jakimi są. Dlatego trudno uzyskać kontrolę nad swoim życiem i wyrwać się z uwarunkowanej egzystencji.

2. Istnieje przyczyna cierpienia
Budda twierdzi, że przyczyną cierpienia jest niewiedza. Nieoświecony umysł nie jest w stanie rozpoznać swojej własnej natury, ponieważ funkcjonuje jak oko: postrzega wszystko, co jest na zewnątrz, nie potrafi jednak dostrzec samego siebie. Innymi słowy, każde doświadczenie zakłada podział na tego, kto doświadcza i to, co jest doświadczane. Dlatego mówi się, że nieoświecone doświadczanie ma charakter dualistyczny, opiera się na poczuciu oddzielenia.
Umysł swą zdolność doświadczania (świadomość) przeżywa jako „ja” (podmiot). Natomiast swoje bogactwo czyli to, co się w nim i z niego wyłania, przeżywane jest mylnie jako coś odrębnego od niego samego (przedmiot). Jednakże oddzielność obu tych skrajnych biegunów jest iluzoryczna, nie istnieją one same w sobie. Gdy bowiem poszukamy jakiegoś „ja” okaże się, że nie można go znaleźć w ciele, w uczuciach ani w myślach. Również to, co inne od nas samych nie istnieje samo w sobie po pierwsze dlatego, że jest tylko zespołem warunków, które muszą się kiedyś rozejść, a po drugie nie istnieje niezależnie od faktu bycia postrzeganym. Jeśli bowiem chcielibyśmy udowodnić, że przedmioty istnieją niezależnie od tego, że są postrzegane, musielibyśmy postrzegać, że istnieją wtedy kiedy nie są postrzegane, a więc ostatecznie musielibyśmy je jednak postrzegać!
Niemniej jednak przyzwyczajenie do dualistycznego doświadczenia jest bardzo silnym nawykiem naszego umysłu. Niewiedza o iluzoryczności dualizmu jest przyczyną cierpienia, albowiem na podstawie tego poczucia oddzielenia wyłaniają się emocje, które decydują o jakości naszych doświadczeń w świecie. Jeśli uznaje się, że istnieje postrzegający i to, co postrzegane, to natychmiast z tego dualizmu powstaje przywiązanie do tego, co przyjemne, awersja wobec tego, co nieprzyjemne oraz poczucie niezdecydowania (pomieszanie) wobec tego, co trudno nam określić jako przyjemne lub nieprzyjemne.
Z przywiązania z kolei powstaje skąpstwo, z awersji zazdrość, a z pomieszania duma, czyli 6 tzw. przeszkadzających emocji. Wymienione emocje stają się powodem naszych działań, one zaś wywołują kolejne emocje u nas samych i u innych i tak nieoświecony sposób przeżywania wciąż napędza sam siebie. Efekty naszych działań również wywołują w nas emocjonalne reakcje, przy czym mamy skłonność, by winą za wszelkie negatywne doświadczenia obarczać innych, co znów powoduje kolejną nieoświeconą, negatywną reakcję itd. 

3. Istnieje koniec cierpienia
Budda wskazuje następnie cel, jakim jest wyzwolenie i oświecenie. Wyzwolenie (tzw. mała nirwana) polega nie tylko na intelektualnym zrozumieniu, że „ja” jest iluzją, ale i na doświadczeniu stanu braku ego. Jeśli ja jest iluzją, nie ma nikogo, kto mógłby ulegać takim emocjom, jak gniew czy duma. Emocje te, pozbawione swojego właściciela, tracą punkt oparcia i ostatecznie się uspakajają; powstaje głębszy wgląd i przejrzystość oraz zrozumienie, że myśli i uczucia są spontanicznym wyrazem bogactwa bezosobowego umysłu, który dotąd ograniczał siebie nakładając na samego siebie ciasne granice tego, co nazywał ja. Umysł zaczyna przeżywać swą naturalną wolność i rozpoznaje, że nie jest ciałem, a jedynie poprzez nie działa.
Oświecenie (wielka nirwana) jest pełnym doświadczeniem natury umysłu. Umysł rozpoznaje nie tylko iluzoryczność ja, ale i odkrywa, że jego natura nie jest różna od natury wszystkich zjawisk. Nie jest więc różny od czegokolwiek, jest powiązany ze wszystkim. W tym stanie współczucie i działanie dla dobra innych staje się czymś absolutnie naturalnym i nie może już towarzyszyć mu uczucie, że ktoś robi coś dla kogoś z jakiegoś powodu (tego rodzaju współczucie porównuje się do słońca, które świeci samo z siebie na wszystko, bez żadnej różnicy). Ta nieoddzielność od całości wyraża się również jako absolutna mądrość, bezpośrednie poznanie rzeczywistości. Temu zrozumieniu z kolei towarzyszy nieograniczona radość i nieustraszoność, ponieważ nie ma niczego zewnętrznego, co mogłoby stać się zagrożeniem i ograniczeniem – umysł jest tożsamy ze wszystkim. Po tybetańsku pełne oświecenie czyli stan buddy nazywa się sangdzie; nazwa ta oznacza umysł całkowicie oczyszczony i w pełni rozwinięty – całkowicie oczyszczony z dualizmu i wszelkich stanów, które są jego skutkiem oraz w pełni rozwinięty potencjał umysłu wyrażający się jako współczucie, mądrość, nieustraszoność i radość. 

4. Istnieje droga do końca cierpienia
Trzy poprzednie prawdy są ukazaniem obecnej sytuacji - cierpienia nieoświeconych istot, identyfikacją jej przyczyny i wskazaniem alternatywy, jaką jest oświecenie. Ostatnia prawda mówi o drodze do jego osiągnięcia, a więc o drodze prowadzącej poza cierpienie. Drogą tą są oczywiście nauki Buddy. Podczas 45 lat nauczania Budda udzielił 84 000 nauk, które dały jego uczniom i przyjaciołom możliwość przekształcenia każdej chwili w życiu w krok na drodze do wyzwolenia i oświecenia. Na poziomie Diamentowej Drogi pokazał im medytacje, które umożliwiają identyfikację z nieuwarunkowanymi właściwościami własnego umysłu. Na poziomie Wielkiej Drogi nauczał znaczenia współczucia i mądrości jako wyzwalającej postawy i poglądu. Na poziomie Therawady nauczał o przyczynie i skutku (karma), o tym, że sami tworzymy nasze życie, a więc możemy decydować o tym, co będziemy przeżywać.

© Buddyjski Związek Diamentowej Drogi Linii Karma Kagyu (Lamy Ole Nydahla).

wtorek, 13 lutego 2018

Wieje kędy chce


1. Pierwszym symbolem Ducha Świętego jest podmuch wiatru. Chrystus powiedział: "Wiatr wieje, kędy chce i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd pochodzi i dokąd zdąża. Tak jest z każdym, kto narodził się z Ducha" (J 3, 8). Symbolika wiatru ukazuje tajemniczość Bożego działania. Nikt z ludzi nie potrafi przewidzieć działania Ducha Świętego. On tchnie, kędy chce. Działanie Ducha Świętego rozpoznajemy po skutkach. Może to być wiatr łagodny, którego doświadczył prorok Eliasz na świętej górze, ale może być tak, jak w przypadku Szawła, którego pod Damaszkiem obaliło potężne uderzenie wiatru Ducha Świętego. 

2. Drugi symbol Ducha Świętego to ogień. Ogień zstępuje na Apostołów w dniu Zesłania Ducha Świętego w Wieczerniku. Ogień oczyszcza, wypala na świecie to, co się Bogu nie podoba, jak żar w hutniczym piecu. Oddziela złoto od wszystkiego tego, co nim nie jest. Ogień ponadto ogrzewa tzn. stwarza atmosferę ciepła, potrzebną do życia. Ogień także oświeca, a światło również jest potrzebne do życia. A więc Duch Święty nas oczyszcza, ogrzewa, oświeca. 

3. Wreszcie trzecim symbolem Ducha Świętego jest gołębica. Duch Święty jakby gołębica zstępuje na Jezusa w czasie Jego chrztu w Jordanie. Ten symbol występuje już w Księdze Rodzaju. Po raz pierwszy gołębicę spotykamy przy potopie. Noe wiedząc, że arka osiadła na twardym gruncie, wypuścił gołębicę, a ta wracając, przyniosła mu gałązkę z drzewa oliwnego. Gołębica jest symbolem łagodności i pokoju. W Księdze Rodzaju pojawia się jako znak pojednania Boga z ziemią, przeklętą z powodu grzechu. Symbol pojednania i pokoju. Duch Święty bowiem przychodzi po to, by jednać, wnosić pokój i w sposób twórczy jednoczyć ludzi prawdziwą miłością.

czwartek, 8 lutego 2018

Czterech Wrogów Człowieka Wiedzy

Fragment książki „Nauki Don Juana” Carlosa Castanedy.

Przystępując do nauki, człowiek nigdy nie ma pewności co do swych celów. Jego dążenia naznaczone są skazą, jego zamiary są mgliste. Spodziewa się nagrody, której nigdy nie otrzyma, bo nie ma najmniejszego pojęcia o udrękach nauki. Powoli zaczyna się uczyć, najpierw po kawałeczku, później wielkimi porcjami. Wkrótce też dochodzi do kolizji myśli. To, czego się uczy, nie odpowiada nigdy temu, co sobie wyobrażał lub wymarzył, toteż zaczyna się bać. Uczenie się nie jest nigdy tym, czego się spodziewamy. Każdy etap nauki jest nowym zadaniem, a lęk, jaki człowiek odczuwa, zaczyna narastać bezlitośnie i nieustępliwie. Przedmiot naszych dążeń zamienia się w pole bitwy. Tym sposobem napotykamy naszego pierwszego naturalnego wroga – strach! „Straszny to wróg: zdradziecki i trudny do pokonania. Czai się za każdym zakrętem drogi, czekając w ukryciu. A jeśli człowiek ulęknie się jego obecności i ucieknie, ów wróg położy kres jego poszukiwaniom.

– Co się dzieje z człowiekiem, który ze strachu ucieknie?

– Nic, z tym tylko, że niczego się już nie nauczy. Nie zostanie nigdy człowiekiem wiedzy. Możliwe, że będzie tchórzem znęcającym się nad słabszymi albo nieszkodliwym strachliwcem, ale w każdym razie będzie pokonany. Pierwszy z wrogów położy kres jego gorącym pragnieniom.

– Jakie ma możliwości pokonania strachu?

– Odpowiedź jest bardzo prosta. Nie wolno mu uciec. Musi rzucić wyzwanie lękowi i wbrew niemu zrobić następny krok w nauce, a potem jeszcze i jeszcze jeden. Nie wolno mu uronić niczego ze strachu, a mimo to nie może się zatrzymać w miejscu. Taka jest zasada! Nadejdzie chwila, kiedy pierwszy wróg się cofnie. Człowiek zaczyna wówczas nabierać pewności siebie. Jego zamiary zyskują na sile. Nauka przestaje być zadaniem wywołującym przerażenie. Kiedy nadchodzi ta radosna chwila, człowiek może stwierdzić bez wahania, że pokonał swego pierwszego naturalnego wroga.

– Czy to się dzieje od razu, don Juanie, czy stopniowo?

– Stopniowo, ale zwycięstwo nad strachem dokonuje się nagle i błyskawicznie.

– Ale czy taki człowiek nie przelęknie się znowu, jeśli przydarzy mu się coś nowego?

– Nie. Skoro człowiek raz pokona strach, wyzwala się od niego na całe życie, bo miejsce strachu zajmuje w nim jasność umysłu, która unicestwia lęk. Odtąd człowiek zna swoje pragnienia, wie, jak je zaspokoić. Potrafi przewidzieć kolejne etapy nauki i widzi wszystko z przenikliwą jasnością. Doznaje uczucia, że nic nie jest przed nim zakryte. Tym sposobem napotyka drugiego wroga – jasność! Owa jasność umysłu, którą tak trudno osiągnąć, usuwa lęk, lecz także zaślepia. Zmusza człowieka, żeby nigdy w siebie nie wątpił. Obdarza go pewnością, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych, gdyż potrafi wszystko przeniknąć. Jest odważny, bo jest przenikliwy. Nic go też nie powstrzyma, bo widzi jasno. Ale to błąd. Jeśli człowiek podda się tej iluzorycznej potędze, ulegnie swemu drugiemu wrogowi i zamiast gnać, będzie się ociągał. Będzie się cackał z nauką, aż w końcu straci zdolność do nauczenia się czegoś więcej.

– Co się dzieje z człowiekiem w ten sposób pokonanym, don Juanie? Umiera?

– Nie, nie umiera. Jego drugi wróg odebrał mu wszelką chęć, żeby starał się zostać człowiekiem wiedzy. Taki człowiek zamienia się w nadętego wojownika lub błazna. Ale jasność umysłu, za którą tak słono zapłacił, nie przekształci się nigdy w ciemność i strach. Do końca życia zachowa swoją przenikliwość, ale niczego się już nie nauczy ani niczego nie będzie żarliwie pragnął. ; – Co powinien uczynić, żeby uniknąć porażki?

– Musi zrobić to samo, co zrobił z lękiem: powinien rzucić wyzwanie swej przenikliwości, korzystając z niej tylko w patrzeniu na świat, czekać cierpliwie i odmierzać starannie każdy kolejny krok. Przede wszystkim zaś powinien uważać, że jego przenikliwość niewiele różni się od obłędu. Nadejdzie chwila, kiedy zrozumie, że owa przenikliwość to tylko punkcik w polu jego wzroku. W ten sposób pokona swego drugiego wroga i znajdzie się w położeniu, w którym nic mu już nie będzie zagrażać. Nie będzie to błędem. To nie będzie jedynie punkcik w polu widzenia. Będzie to prawdziwą mocą.

Doszedłszy do tego punktu, przekona się, że znalazł się w końcu w posiadaniu mocy, do której dążył od tak dawna. Może z nią począć, co tylko zechce. Ma sprzymierzeńca do dyspozycji. Jego wola jest prawem. Widzi wszystko, co go otacza. Ale napotkał również trzeciego wroga moc! Moc to najpotężniejszy z wrogów człowieka. Oczywiście, najłatwiej się jest poddać, bo przecież człowieka tak naprawdę nie można pokonać. Wydaje rozkazy; zaczyna od podejmowania rozsądnego ryzyka, a kończy na ustanawianiu praw, gdyż to on jest panem i władca. Człowiek na tym etapie właściwie nie dostrzega, że znalazł się w okrążeniu wroga. Raptem, nic o tym nie wiedząc, przegra całą bitwę, a wróg uczyni z niego kapryśnego okrutnika.

– Czy utraci swą moc?

– Nie, nie utraci nigdy ani przenikliwości, ani swej mocy.

– Czym zatem będzie się różnił od człowieka wiedzy?

– Człowiek pokonany przez moc umiera, nie dowiedziawszy się właściwie, jak się z nią obchodzić. Moc jest jedynie brzemieniem ciążącym na jego losie. Taki człowiek nie jest panem samego siebie i nie wie, kiedy i jak użyć swej mocy.

– Czy klęska zadana przez któregoś z tych wrogów jest ostateczna?

– Oczywiście. Skoro któryś z nich zatriumfuje nad człowiekiem, nic nie da się już zrobić.

– A czy możliwe jest, na przykład, żeby człowiek pokonany przez moc spostrzegł swój błąd i go naprawił?

– Nie. Jeśli człowiek raz się podda, jest skończony.

– A jeśli moc tylko przejściowo go oślepi, a później człowiek ją odrzuci?

– Będzie to znaczyło, że walka trwa i że człowiek próbuje jeszcze zostać człowiekiem wiedzy. Prawdziwa klęska nadchodzi dopiero wówczas, gdy człowiek przestaje próbować i poddaje się.

– Ale jest przecież możliwe, don Juanie, że człowiek poddaje się najpierw na długie lata strachowi, a mimo to ostatecznie go przezwycięża.

– Nie, to nieprawda. Jeśli raz podda się strachowi, nigdy go już nie przezwycięży; nauka będzie napawała go lękiem i zaniecha wszelkich prób. Jeśli jednak będzie starał się uczyć wbrew lękowi, odniesie ostateczne zwycięstwo, bo w rzeczywistości nie pozwoli mu nigdy nad sobą zapanować.

– W jaki sposób można pokonać trzeciego wroga, don Juanie?

– Trzeba mu się z rozmysłem przeciwstawić. Trzeba sobie uświadomić, że moc, nad którą człowiek rzekomo zapanował, w rzeczywistości nigdy nie stanowi jego własności. Cały czas człowiek musi się bardzo pilnować, wykorzystując z wielką ostrożnością i starannością wszystko, czego się nauczył. Jeśli zrozumie, że jasność umysłu i moc, którym nie towarzyszy panowanie nad sobą, są gorsze od błędu, dojdzie do punktu, w którym nic nie wymknie się spod kontroli. Tym sposobem zada klęskę swemu trzeciemu wrogowi. Wówczas to znajdzie się on u kresu swej wyprawy po wiedzę, jednocześnie zaś, właściwie bez ostrzeżenia, napotka ostatniego ze swych wrogów – starość! Jest to wróg najbardziej okrutny, którego nigdy nie da się pokonać całkowicie, można tylko odpierać jego ataki.

Człowiek nie odczuwa już więcej lęku, nie trapią go żadne obawy ani niecierpliwa jasność umysłu – sprawuje pełną kontrolę nad swą mocą, równocześnie jednak zaczyna odczuwać przemożne pragnienie odpoczynku. Jeśli podda się pragnieniu, by położyć się i zapomnieć o wszystkim, jeśli pofolguje swemu zmęczeniu, przegra ostatnią rundę, a ciosy wroga uczynią zeń słabiutkiego starowinę. Pragnienie wycofania się weźmie górę nad całą jego przenikliwością, mocą i wiedzą. Jeśli jednak ów człowiek otrząśnie się ze zmęczenia i mężnie zniesie swój los do samego końca, będzie zasługiwał na miano człowieka wiedzy, choćby przez krótką chwilę zwycięstwa w odpieraniu ataków swego ostatniego niezwyciężonego wroga. I ta chwila jasności umysłu, mocy i wiedzy – wystarczy.

środa, 7 lutego 2018

Moc lidera

W światku rozwoju osobistego dąży się do rozwoju/realizacji własnych talentów/mocy.

Czyli osoba o profilu np. odwaga×inteligencja×intuicja
2×7x3 = 35
dąży do
7×8x6 = 336
czyli 10-cio krotnego wzrostu "mocy".

Podniesienie odwagi ponad 3 razy jest osiągnięciem wybitnym, dwukrotna poprawa wykorzystania intuicji to również spora rzecz.

Tymczasem w zarządzaniu, od początku dobiera się do współpracy osoby o dużym potencjale w swojej "specjalności", bez potrzeby istotnego rozwoju "słabych" stron.

O1o:9×O2i:10×O3intuicja:8 = 720

Odpowiedzialnością lidera jest sposób wykorzystania tak pozyskanej "mocy".

czwartek, 1 lutego 2018

Co łączy managera i psychoterapeutę?

Figura managera, w zdecydowanej opozycji do terapeuty POP, zakłada dyrektywność i rozliczanie realizacji wymagań. Psychoterapeuta ma wspierać kontakt z procesem wtórnym, samosterowność i sprawczość.
Obie role, aby były realizowane dobrze, wymagają w pierwszej kolejności zainteresowania całą osobą, a dopiero w drugiej problemami, z którymi się boryka.